Poznajcie Tulę - niewidomą kotkę, która całą sobą pokazuje, jak niezwykłym jest zwierzakiem. Właśnie tak - niezwykłym.
Bo można o niej powiedzieć wiele, ale na pewno nie "niepełnosprawna".

Tula i wszystkie podobne do niej zwierzaki codziennie opowiadają swoim opiekunom historie o odwadze, nadziei, radości i niezłomności. Usiądź, posłuchaj i czerp garściami, bo możesz dostać bardzo wiele.

I pamiętaj, że "najważniejsze, jest niewidoczne dla oczu...".

środa, 19 sierpnia 2015

walka trwa.

nasza mała bohaterka spędziła już w szpitalu 3 dni. zostanie jeszcze co najmiej tydzień, a na razie dzielnie walczy. na szczęscie tylko z chorobą, bo z nami - personelem kliniki - ani odrobinę.




jest bardzo dzielna. nie broni się zbytnio przed zabiegami, jak największy zuch znosi zastrzyki. daje się poznać jako naprawdę cudowna, proludzka kocina. ładnie korzysta z kuwety, ma apetyt godny conajmniej trzech dorosłych kotów, a większość czasu spędza na zabawie i dopominaniu się o pieszczoty.

została już odpchlona i odrobaczona. dostaje antybiotyki, krople do oczu i kapsułki stymulujące odporność, bo do szczepień jeszcze się nie kwalifikuje. kicha i prycha, z oczu się siąpi, a ona zdaje się zupełnie tym nie przejmować.

w ogóle Tula wydaje się być wielką optymistką. :) nie zraża się żadnymi niepowodzeniami - a przed takim maluchem, w dodatku ślepym - piętrzą się coraz to nowe trudności. opanowała już wchodzenie i wychodzenie z kuwety (bez potykania!), a teraz uczy się niewpadania do miseczki z wodą.

prosta sprawa?

obserwowanie jej starań jest fascynujące. za pierwszym razem do wody weszła jedna przednia łapka. katastrofa! mokro! hmm... gdy umoczona łapka stanęła bezpiecznie obok miski w wodzie wylądowała druga rączka. tym razem jednak dziewczynka nie była aż tak zaskoczona. do trzech razy sztuka? a może do trzydziestu? sytuacja moczenia przednich łapek na zmianę powtarzała się kilkanaście razy, a zwieńczeniem heroicznej walki został kot stojący nad miską. przednie łapki z jednej strony, tylne - z drugiej. mamy sukces! tylko co dalej?

o dziwo, pierwsza nóżka bez problemu (choć nie bez wysiłku)  pokonała przeszkodę, jednak druga tak się zaplątała, że całe pół kota (tylne pół) wylądowało w misce. to już Tulę przerosło i postanowiła schnąć obrażona, z dala od zagrożenia.

niestety klatka nie jest na tyle duża, by miskę omijać naokoło w nieskończoność. także musiał nadjeść rewanż. :) bogatsza o doświadczenia, wiedziała już, że przednie łapki trzeba podnosić wysoko i stawiać daleko. chyba jendak nie zdawała sobie sprawy z długości tychże łapek. pierwszą wyciągała tak daleko przed siebie (chyba dla pewności), że skończyło się to wielkim... plum! cały pyszczek, po same uszy, wpadł do wody!

tego byłoby za wiele dla każdego kota jakiego znam. wziąłby się wściekł jeden z drugim i nigdy więcej do miski nie zbliżył, a i opiekunom oberwałoby się w ramach wyładowywania frustracji.jednak naszego zucha taka postawa nie dotyczy. chyba uznała, że teraz, kiedy jest już cała zmoczona, nie ma się czym przejmować i można próbować dalej. jeszcze kilka razy zmoczyła raz jedną, raz drugą łapkę, potem ogonek, ale wreszcie! udało się!

taki mały sukces, niby prosta rzecz. jednak determinacja z jaką mały, ślepy kot usiłował pojąć wielkość przeszkody, jest godna pozazdroszczenia. obserwując ją zastanawiałam się - ilu zmoczeń JA potrzebowałabym, żeby się wściec? żeby zdenerwować się i sobie odpuścić? czy miałabym w sobie tyle zawzięcia, ile zmieściło się w takiej małej istotce?

chyba będę musiała spędzać z nią więcej. i brać z niej przykład. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz