Jestem wstrętną babą i podłym właścicielem. Dziś dotarło do mnie, że "niepełnosprawność" mojego kota może być, w pewnych sytuacją, wielkim ułatwieniem. Błogosławieństwem wręcz.
Chyba każdy właściciel kota (i niejeden psa) zna doskonale sytuację, gdy na widok wszystkiego, co kojarzy się z weterynarzem, leczeniem lub pielęgnacją, zwierzęta znikają. Największy bernardyn potrafi schować się pod łóżko, a wszystkie koty, dosłownie, rozpływają się w powietrzu. Nagle dom pustoszeje, zwierzęta znikają, nie da się ich znaleźć, a jeśli nawet - nie ma boskiej siły, która wyciągnie je z kryjówki.
Mam to wielkie szczęście i przewagę nad innymi właścicielami, że moje zwierzęta ze mną nie walczą. Psy co prawda oddalają się w jakiś najdalszy kąt, a koty chowają się w coraz to nowych kryjówkach. Jednak odnalezione, dość potulnie pozwalają się wyciągnąć i zrobić ze sobą to, co zostało zaplanowane.
Tymczasem z Tulą tego problemu nie ma! Przede wszystkim ta mała paskuda musi wszystko widzieć! A jeśli coś szeleści - musi to sprawdzić tym bardziej. W związku z tym, jeśi trzeba kota szybko wywabić z kryjówki - wystarczy zaszeleścić czymkolwiek.
Wiecie, że buteleczka kropli do oczu wyciągana z kartonowego opakowania szeleści? :)
O dziwo, mimo codziennego zakraplania oczodołów, Tula i tak, za każdym razem przybiega na dźwięk chrobotania tegoż kartoniku i "patrzy" jakby pytała: hej, co tam masz?
Wiecie, że buteleczka kropli do oczu wyciągana z kartonowego opakowania szeleści? :)
O dziwo, mimo codziennego zakraplania oczodołów, Tula i tak, za każdym razem przybiega na dźwięk chrobotania tegoż kartoniku i "patrzy" jakby pytała: hej, co tam masz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz